Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /public_html/plugins/system/articlesanywhere/src/Replace.php on line 61

Kontynuujemy wspomnienia o księdzu proboszczu Pawle Skibie - TACIE HAŁCNOWIAN. Jak wiemy z poprzedniego numeru, ks. Paweł Skiba znalazł się w Hałcnowie na przełomie listopada/grudnia 1939 r., zastając na parafii ks. salwatorianina Waltera (Hieronima) Pinka. Przybył jako salwatorianin i administrator parafii, a nie jako kapłan diecezjalny. Ten status wykorzystuje umiejętnie w stosunku do władz okupacyjnych, a także do władz po wyzwoleniu. Poniżej prezentujemy wspomnienia do roku 1945.

 

Okres okupacji

Władze okupacyjne ustanawiają Hałcnów gminą (niem. gemeinde) przynależną do Bielitz. Białą włączono do Bielska. Cały region znalazł się w Prowinz Oberschlesien i w III Rzeszy. Ksiądz Skiba był tolerancyjnym proboszczem, chociaż musiał zaakceptować likwidację nabożeństw w języku polskim, a także zakaz używania j. polskiego. Na samym początku nowy gospodarz parafii w trybie pilnym odnawia świątynię. W międzyczasie w centrum Hałcnowa zostaje zainstalowany transformator, na Pasterkę w 1939 r. zapalają się lampy elektryczne w kościele. Ks. Skiba przestrzegał w miarę możliwości wymagania władz okupacyjnych. Dobrze żył z rodzinami o korzeniach niemieckich, ale również starał się ochraniać rodziny polskie i wpływać na miejscowe władze, na burgermeistera Rudolfa Hanslika, a później od 1943 r. na Józefa Olmę (ps. Gregesch Juski). Jego mądrością było przekazanie z końcem 1940 roku parceli z gruntów plebańskich, pod budowę domu dla nauczycieli. Życie religijne w parafii trwało nadal. Mimo protestu, musiał zaakceptować zabranie w lutym 1942 r. dwóch dzwonów z wieży kościelnej. Z relacji osób żyjących w latach okupacji, autor odnotował kilka faktów, obrazujące osobowość naszego bohatera:

W praktyce religijnej dopuszczona była łacina i język niemiecki. Mama autora Zofia z Jędrzejków wspominała „Ks. Skiba dawał nam ślub 19.08.1940 r. po łacinie, ale krótkie kazanie, życzenia i inne sprawy były po polsku”.

Od roku 1941 ks. Skiba udzielał nadal śluby Polakom po polsku, lecz „po cichu” w zamkniętym kościele, a świadkami byli zwykle siostra zakonna i on sam. Niestety, tak było! Takowy ślub mieli Józef Włosiński i Helena ze Sroków, jak wspomina znana p. Mila Włosińska.

Teściowa autora, Stefania Zieleźnik, wspominała: „Mieszkaliśmy na Barku, w domu było siedmioro dzieci. Ojciec rodziny, Franciszek ukrywał się. Było ciężko. Ksiądz Skiba zawsze zwracał się do nas po polsku i bardzo życzliwie. W czasie kolędy w latach 1940 - 44, ksiądz wstępował pod wieczór, już miał za sobą wizyty w wielu domach. Nie miałam przysłowiowego „pfenniga” za kolędę. Po wyjściu księdza, gdzieś w sionce, zawsze znajdowały się Reisch Marki”.

Pani Helena Nycz z Szatanów mieszkająca przy ul. Macierzanki wspomina: „W roku 1942 r. miałam pójść do Reichsarbeitsdienst w Bielsku, to oznaczało wywózkę na roboty do Niemiec. W domu była rozpacz. Ktoś podpowiedział może proboszcz coś pomoże. Ksiądz przyjął mnie do pracy, jako pomoc domową i załatwił z Reichsarbeitsdienstem. Byłam uratowana. Pracowałam całym sercem dla ks. Skiby od 1.05.1942 r. aż do końca 1945 r. Byłam Polką i nie znałam słowa po niemiecku. Proboszcz i jego siostra odnosili się do mnie po polsku i bardzo życzliwie.”

Ks. Pink przygotowywał dzieci niemieckie i polskie do Komunii świętej. Uczył tylko po niemiecku. Dzieci polskie nic nie rozumiały. Co zrobił ks. Skiba? Bardzo prosto, posadził w kościele z jednej strony dzieci z j. niemieckim, a z drugiej z j. polskim. Sam chodził środkiem i uczył na przemian, po niemiecku i po polsku. Wszystkie dzieci dopuścił do sakramentu Komunii. Po Komunii plebania „fundowała” ciasto i kakao dla wszystkich dzieci, a dla dzieci polskich, było jeszcze ciasto do domu. Ksiądz tłumaczył, że wszystkie dzieci są ochrzczone i są chrześcijanami, zatem muszą iść do Komunii świętej.

Jeszcze jedna informacja, w ciągu okupacji 1939-45, ani razu ks. Paweł nie pojechał w swoje rodzinne strony, pozostał na miejscu w Hałcnowie i dbał o parafian niezależnie od ich narodowości. Dopiero latem 1945 odwiedza rodzinę, towarzyszyła mu m. in. Pani Helena, która wspomina „Była to normalna ciepła polska rodzina, siostry, ciotki, wujkowie itd.” Z końcem okupacji na gospodarstwo ks. Skiba sprowadza ze Śląska, Klarę Antoszczyk.

 

Działania wojenne 1945

W koncepcji Wermachtu, Hałcnów był istotnym punktem oporu niemieckiego. W roku 1944 starą szkołę, obok cmentarza, przeznaczono na cele wojskowe. Od jesieni roku 1944 powstały okopy ze stanowiskami bojowymi, a następnie pojawiły się zasieki i dodatkowe stanowiska bojowe. W połowie stycznia 1945 r. było wiadomo, że w centrum Hałcnowa nie da się żyć. Co miał robić ks. Paweł? Musiał się ukryć w domach z porządnymi piwnicami. W tygodniu po 21 stycznia zabezpiecza kościół i plebanię, na gospodarstwie zostaje część bydła. Wcześniej jedną krowę, na prośbę księdza zabiera Pani Helena do domu, a następnie przeprowadzają ją Szatanowie do rodziny w Starej Wsi. Już w nocy z 20/21 stycznia było słychać zbliżającą się ofensywę. Po Mszy świętej 21 stycznia ks. Skiba za sugestią Zofii Orszulakowej decyduje się na ukrycie. Orszulakowa pomagała na plebanii. Pani Zofia Ozimina z Wencelisów wspomina, że „Prawdopodobnie 24 lub 25 stycznia, rano ks. Skiba, z Orszulakową, jego siostrą Franciszką, służąca Klarą i pachołkiem oraz białym pieskiem "Muki" udają się do domu Chmielniaków - Grzybowskich (obecnie ul. Żurawinowa). Ksiądz zabrał z kościoła puszkę liturgiczną z komunikantami”. Trudno określić, czy "uciekinierzy" dłużej przebywali w piwnicy Grzybowskich? Jak wiemy od strony Kóz - Pisarzowic i Bestwiny od 27 stycznia rozpoczęło się natarcie wojsk Armii Czerwonej, IV-tego Frontu Ukraińskiego. Zofia Ozimina, Józef Szkabrat i inni mówią, że ks. Skiba i "reszta ekipy" docierają na drugą stroną doliny, do piwnicy Państwa Owczarzów. Pan Franciszek Nikiel, przypomina sobie, że jego mama Helena z Kudrów wspominała, że „Ksiądz Skiba znalazł się prawdopodobnie 27 lub 28 stycznia w piwnicy Karoliny i Andrzeja Owczarzów (obecnie mieszkają tam przy ul. Spartakusa, Państwo Złocki). W tej piwnicy, odprawiał krótkie liturgie, udzielał Komunii i pokrzepiał ukrywających”. U Owczarzów ukrywali się także Szbratowie Helena i Józef, Olma Józef i Leopold; Helena Nikiel z synami Franciszkiem i Herbertem, Antonina Wencelis z córkami Bronisławą i Zofią i inne osoby. W piwnicy z dnia na dzień było coraz ciaśniej. Po ok. 5-ciu dniach Ludwik Wencelis zabiera księdza z osobami towarzyszącymi oraz żonę i córki m.in. Zofię i przeprowadza ich do większej piwnicy Anastazji Lindert (obecnie Szatanowie przy ul. Rodzinnej). Tam przygotowano sporo słomy na spoczynek. Pani Zofia Ozimina wspomina: „W nocy 3/4 luty zaginął piesek księdza "Muki". Ksiądz wraz z ukrywającymi widzieli wieczorem 4 lutego, z domu Lindertów, łunę palącego się kościoła. W tym momencie wrócił piesek "Muki", czyż był przy kościele? Po kilku dniach koło piwnicy Lindertów pojawił się patrol rosyjski. Mówili po rosyjsku i trochę po polsku, wiedzieli, że jest tutaj ksiądz. Żołnierze zachowali się przyzwoicie. Piwnica służyła jeszcze uciekinierom do około 15 lutego”. Po latach, jak ks. Skiba odwiedzał dom Wencelisów przy ul. Wyzwolenia 196, zawsze mówił: „Ludwik, ja do śmierci, nigdy Tobie nie zapomnę Twojej pomocy w czasie frontu”.

Wyzwolenie Hałcnowa i organizacja życia

W wyniku frontu w dniach 27 stycznia - 10 lutego 1945 r. zostało zniszczone 80% zabudowy Hałcnowa. Kościół uległ spaleniu 4 lutego. Z kościoła pozostały jedynie mury, reszta uległa zniszczeniu, spaliła się figura „Piety Hałcnowskiej” i pięć ołtarzy.

Wiele rodzin przed dotarciem IV Frontu Ukraińskiego uchodzi z Hałcnowa wraz z Wermachtem. Ksiądz Skiba zastaje ok. 17 lutego spalony kościół, zniszczone zabudowania, splądrowaną plebanię, a krowy zostały zabite i zjedzone. Ksiądz stracił wszystko, podobnie jak parafianie. Szybko emigrują z Hałcnowa dalsze rodziny. Pozostaje sporo opuszczonych domów, gospodarstw, następują zmiany gospodarzy. Gospodarstwa tzw. poniemieckie przejmują za zgodą władz, rodziny polskie. W Hałcnowie pojawiają się rodziny z dawnej Zachodniej Galicji m.in. z rejonu Andrychowa, Wadowic, z pobliskich Janowic, Starej Wsi. Zdarzały się sytuacje, że niektóre gospodarstwa rolne poniemieckie, przejmowały rodziny związane rodzinnie z poprzednimi właścicielami. Rolnicy nie mieli ziarna na zasiewy wiosenne, przednówek był okropny. Większość rodzin przymierała głodem. Nie lepiej było na plebanii. Zbawieniem okazała się owa krowa, jaką przyprowadziła Pani Helena ze Starej Wsi. Ksiądz Skiba z mieszkańcami, zaraz od kwietnia 1945 r. zabrali się porządkowania i odbudowy kościoła. Nabożeństwa ks. Paweł odprawiał w klasztorze Sióstr Serafitek. Nabożeństwa były na bazie kapliczki św. Józefa przed klasztorem. Ksiądz Skiba znalazł dwóch dobrych partnerów i jak się później okazało przyjaciół. Byli nimi kierownik szkoły Kazimierz Lankosz i sołtys Jan Olejak.

Życie księdza Skiby w roku 1945 mimo wyzwolenia nie było łatwe, służby NKWD i potem UBP traktowały ks. Skibę jako podejrzanego "Germańca". Robili to ludzie złośliwi i nie mający pojęcia co dla Hałcnowian zrobił salwatorianin ks. Skiba. Z kolei ksiądz Skiba z polecenia metropolity krakowskiego ks. abpa Stefana Sapiehy miał utrzymać parafię i ją zjednoczyć w nowej sytuacji społeczno - politycznej. Dzisiaj wydaje się to niedorzeczne, ale sytuacja z Hałcnowem nie była „wesoła”. W każdej chwili władze mogły zdecydować o rozparcelowaniu Hałcnowa, między sąsiednie gminy, a sprawą kościoła nikt by się nie przejmował. Można skrajnie sobie wyobrazić likwidację Hałcnowa, taki był klimat!

Na wiosnę 1945 r. ściany świątyni przykryto prowizorycznym dachem i postawiono ołtarz. Dzięki temu odbył się lipcowy odpust. W kronice jest mowa „że około 2000 wiernych zebrało się wśród murów osmalonych ogniem pożaru”. Odbudowa kościoła trwała do wiosny 1948 roku. Równocześnie powstaje nowa figura Matki Bożej Bolesnej - Pieta Bolesna, którą dzisiaj można zobaczyć w głównym ołtarzu. W pamięci autora została informacja, że figurę wykonał rzeźbiarz z Kóz p. Antoni Handzlik, chociaż w literaturze jest mowa o twórcy z Międzybrodzia Bialskiego. Historia Piety Hałcnowskiej jako rzeźby wymaga szerszej publikacji.

Niezmordowany ks. Skiba już na jesień 1945 r. organizuje młodzież, niezależnie z jakiej rodziny pochodziła. Na Wielkanoc 1946 r. działało Koło Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży (KSM), a na odpust lipcowy były dwa Koła: KSMŻ (żeńskie), KSMM (męskie). Na sumie dziewczęta z KSMŻ stały ze świecami wokół ołtarza, zaś wzdłuż balasek przed ołtarzem stali kawalerowie z dużymi świecami przyozdobionymi kwiatami. Nowe władze z dniem 7.02.1953 r. zdelegalizowały KSM, chociaż w Hałcnowie jeszcze w czasie odpustu w dniu 7 lipca dziewczęta i chłopcy stali przy ołtarzu.

Ks. Skiba przeżył radośnie wiadomość o mianowaniu księcia Adama Stefana Sapiehy kardynałem przez papieża Piusa XII w dniu 18.02.1946 r. U nas 3 marca odbyły się specjalne nabożeństwa dziękczynne. Dodać trzeba, że ks. Skiba był nadal salwatorianinem i administratorem parafii. Dopiero w 1951 r. wystąpił do metropolity krakowskiego o formalne przyjęcie do diecezji.

Władysław Z. Mirota

P.T. Czytelniku, zapraszamy do zapisków w numerze czerwcowym. Tamże w części III będą wspomnienia o ks. Skibie, po roku 1945, o pobytach na wakacjach, pożegnaniu itd.

 

Głową Kościoła prze okres długi

był Ojciec Święty Jan Paweł II

Za Jego sprawą Polska zmieniona.

 

W wielu krajach nasz papież gościł

taki był z Niego pielgrzym „miłości”.

Jednoczył młodych, starych i dzieci

zbliżał do Boga na całym świecie.

 

Za Jego sprawą cuda też były,

które świętego z Niego zrobiły.

Jednoczył wszystkie religie świata,

tak mówi babcia, mama i tata.

 

Julia Skiba kl. III c