Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /public_html/plugins/system/articlesanywhere/src/Replace.php on line 61

Od kilku miesięcy grono redakcyjne naszej hałcnowskiej strony internetowej powiększyło się o kilkoro młodych ludzi związanych z Gimnazjum nr 6. Powstała tam Młodzieżowa Grupa Dziennikarska, którą zaprosiliśmy do współpracy. Ich dziełem jest prezentowany w TV Hałcnów filmik z belferskiego meczu, a poniżej publikujemy przeprowadzony przez nich wywiad z Panią Barbarą Baczewską

Wszystko zaczyna się w rodzinie… (…) a potem sport wciąga, że bez tego się nie da żyć: bez adrenaliny, bez tego “powera”, bez podniesienia poziomu ciśnienia krwi  

Pani Barbara Baczewska, z którą rozmawialiśmy na temat sportu przede wszystkim, to mieszkanka Hałcnowa, aktywnie działa w ramach Parafialno-Szkolnego Klubu Sportowego. Pod jej okiem trenują m.in. utytułowane zawodniczki tenisa stołowego. Kiedyś p. Baczewska sama z sukcesami uprawiała sport (narciarstwo biegowe).

 

Z p. Baczewską spotkaliśmy się w czasie prowadzonego przez nią treningu na sali gimnastycznej SP 28. Towarzyszyły nam zawodniczki (m.in. Marzena Topór – absolwentka naszego gimnazjum).

REDAKCJA: Chcielibyśmy przeprowadzić krótki wywiad na temat pani działalności, sportu, zwłaszcza w Hałcnowie.

P. BACZEWSKA: Oddajemy się w wasze ręce

RED.: Wiemy, że Pani działa na polu sportowym, ale jakie są pani inne pasje, może chciałaby Pani jeszcze czymś się pochwalić?

P. B.: Moje pasje inne? Hm… Za dużo tych pasji nie mam w swoim życiu, bo pracuję zawodowo, więc przede wszystkim praca, dom i dzieci, rodzina. Co prawda dzieci są już dorosłe, więc nie muszę im tyle czasu poświęcać. Moja pasje (oprócz sportu): trochę fotografia, uwielbiam spacery z moim psem Natanem, bardzo lubię czytać książki.

RED.: W takim razie, nawiązując do Pani wypowiedzi: czy rodzina wspiera panią w pani działalności sportowej?

P. B.: Nie mają wyjścia Cała rodzina w zasadzie gra, zarówno w tenisa stołowego, jak i w tenisa ziemnego. To jest też taką naszą rodzinną pasją. W zasadzie w ziemnego może nie wszyscy, ale wspólnie z mężem gramy bardzo często. W stołowego Sara (pewnie znacie, absolwentka waszego gimnazjum), też trenowała, starszy syn, Kamil, trenował przez lata, teraz jest na studiach, więc automatycznie musiał przerwać treningi.

RED.: Co wpłynęło na to, że zaczęła Pani interesować się sportem? Może jakieś osoby, może szkolne lekcje wychowania fizycznego?

P. B.: W szkole nie, nie. Duży wpływ na to miał fakt, że będąc w waszym wieku, a może nawet młodszą, wyczynowo uprawiałam narciarstwo biegowe. Aktualnie bardzo popularne – Justyna Kowalczyk – teraz wszyscy wiedzą. Tę drogę pokazał mi śp. pan Stefan Zuber, założyciel i prezes naszego klubu przez długie lata. On też był moim pierwszym trenerem. Po skończeniu kariery zawodniczki, w wieku bodajże 20 lat, musiałam podjąć pracę. Większych perspektyw na sukces w tamtym czasie nie było.

RED.: Kiedy pani trenowała zawodowo, udało się osiągnąć może jakieś sukcesy?

P. B.: Takie drobne Drużynowe mistrzostwo Polski, wicemistrzostwo Polski to sukcesy w narciarstwie biegowym.

RED.: Chciałbym zapytać o taką ważną rzecz: jak Pani zdaniem zachęcać młodzież do uprawiania sportu?

P. B.: Ja myślę, że największy wpływ mają rodzice, członkowie rodziny. To potwierdziło się w moim przypadku. Sama zachęcałam dzieci, żeby coś robiły, żeby nie siedziały przed ekranem komputera. Nie chciałam, żeby ich życie toczyło się tylko wokół komputera, telewizji i szkoły, ale żeby coś próbowały robić. Pasja do sportu była we mnie zawsze, po prostu kochałam sport, musiałam coś robić, a już wtedy, kiedy dzieci były nieco większe i mogłam robić coś wspólnie z nimi, to było dla mnie największą przyjemnością: właśnie kiedy mogłam z Kamilem grać, odbijać. Wszystko: piłka nożna, badmington – cokolwiek. To się potwierdza u moich aktualnych podopiecznych: Asi, Marzenki, Magdy: praktycznie każdą z tych dziewczyn na salę ktoś przyprowadził. Asię – tata (obecny na sali gimnastycznej, obok której przeprowadzaliśmy rozmowę; red.), Magdę – też tata (również obecny na sali), Marzenę – dziadek (obecny na sali). Wszystko zaczyna się w domu, w rodzinie. A później sukcesy, to co zaczęło się później dziać, kiedy zaczęłyśmy grać zawodowo – to się już przekłada potem na to, że sport wciąga, że bez tego się nie da żyć: bez adrenaliny, bez tego “powera”, bez podniesienia poziomu “ciśnienia” krwi

RED.: Nawiązała pani do komputera, do korzystania z Internetu. Jak pani zdaniem można sobie radzić z problemem nadużywania komputera przez młodzież?

P. B.: Jeżeli coś zaszczepi się dziecku od małego, to później procentuje. Moja obserwacja jest taka: mamy teraz szkółkę małych dzieci, w miarę możliwości my uczymy dzieciaki grać (tata Asi, ja, jeszcze jeden trener), odbijamy, ale kiedy mówię dziecku: Słuchaj, to teraz tata z tobą poodbija… – ono jest najszczęśliwsze, bo to jest rodzic, nagle może zrobić coś wspólnie z tatą czy z mamą. Ktoś musi pokazać wartość aktywności. Jeśli zachęta pochodzi od rodzica: Chodź, pójdziemy poodbijać… Chodź, pokopiemy w piłkę… wtedy jest to autentyczne i przekonujące. Nie wiem, jak to jest w waszych rodzinach, bo nie każdy lubi sport, ma pociąg do tego. Może niekoniecznie to: może turystyka, może wzięcie aparatu – tak jak wy tu teraz, pójście do lasu…zrobienie ciekawego zdjęcia. Wszystko można, ale wspólnie.

RED.: Pani ma kontakt z młodzieżą. Jakie dyscypliny sportu preferuje młodzież? Obserwowaliśmy przed rozmową klubowiczów – widzieliśmy, że trenują tenis stołowy. Jakie jeszcze formy sportu są uprawiane?

P. B.: Tu w Hałcnowie – najważniejsza jest piłka nożna. I siatkówka. Była piłka ręczna, ale futbol przede wszystkim, bo to najbardziej popularna dyscyplina sportowa, wśród chłopaków zwłaszcza, Nie znam takiego, który wolałby siedzieć przed komputerem niż iść na boisko z kolegami. Piłka nożna i siatkówka to priorytet tutaj. Tenis stołowy stał się o tyle ważny, że dziewczyny awansowały do drugiej Ligi Śląsko-Opolskiej, a to już nie jest zabawa. To nie granie na sali czy świetlicy, jest to już odpowiedzialność za całokształt pracy klubu. Nie jesteśmy już tylko na forum Bielska, ale jesteśmy w Katowicach, jesteśmy na Śląsku, jesteśmy w Opolu, w Częstochowie. To są rejony, gdzie trzeba się pokazać.

RED.: Ma pani porównanie: jak na tle innych dzielnic wypada pod względem aktywności sportowej Hałcnów?

P. B.: Myślę, że jesteśmy bardzo wysoko, w zasadzie żadna inna dzielnica tak prężnie nie działa. Może jest to nieco subiektywne podejście, ale mając rozeznanie, mogę powiedzieć, że Hałcnów się wyróżnia. Mówię przede wszystkim o społecznym działaniu, bo wiadomo: profesjonalny sport, trenerzy, sekcje, profesjonalne szkółki – to inna kwestia. Działanie społeczne jednak, klub, który zrzesza dzieciaki, nie pobierając żadnych opłat, do którego każdy może przyjść, pograć. Myślę, że jako dzielnica jesteśmy bardzo wysoko, jeśli nie na pierwszym miejscu – to na pewno w czołówce.

RED.: Czy są plany poszerzenia działalności klubu?

P. B.: Promujemy klub. Dziewczyny pojechały w ostatnim czasie do Krakowa, wzięły udział w Pucharze Polski kadetek (kategoria gimnazjum). Tam nikt nie słyszał o takim klubie jak PSKS Beskidy: Co to za klub? Skąd oni się wzięli? Co oni robią, przecież damski tenis stołowy w Bielsku nie istnieje… A jednak! To był chyba taki największy akcent promocyjny, dowód na to, że rzeczywiście coś się dzieje. Jesteśmy jednym z nielicznych (może drugim) parafialnym klubem pośród miejskich (a na pewno pierwszym w naszym rejonie), który tak mocno się zaangażował i tak wysoko się plasuje, bo to też trzeba podkreślić.

RED.: Klub prowadzi imponującą działalność. Stąd moje pytanie: ile swojego prywatnego czasu poświęca pani na sport?

P. B.: 24 godziny na dobę Tak na poważnie: no, bardzo dużo.

RED.: Tygodniowo?

P. B.: Tak średnio: 4-5 razy w tygodniu po ok. 2 godziny minimum. W zasadzie nawet trzy godziny, bo to nie tylko są zajęcia, które tutaj prowadzimy, ale także zajęcia z dzieciakami. To jest czasem dodatkowe półtorej godziny.

RED.: Czy na zajęcia tutaj na sali gimnastycznej w SP 28 przychodzą tylko dzieci czy są też zajęcia dla dorosłych?

P. B.: Są dni, w które przychodzą na trening dzieci, są dni wyznaczone dla osób dorosłych, które grają z dziećmi. Np. we wtorki zajęcia dla maluchów są od 16.30 do 18.00, ale zawsze zachęcamy dorosłych, żeby zostawali ze swoimi dziećmi, bo to jest motywacja: dziecko przyjdzie kolejny raz, bo mogło z mamusią czy tatusiem pograć razem. Później przychodzą starsi – to grupa, która trenuje już bardziej wyczynowo.

RED.: Jak wiele małych dzieciaków uczęszcza na zajęcia?

P. B.: Średnio 8-9 osób.

RED.: Bardzo dziękujemy za rozmowę, życząc energii i zapału do dalszego uprawiania i promowania sportu

FOTO: Młodzieżowa Grupa Dzienikarska

Skomentuj na forum: KLIKNIJ