Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /public_html/plugins/system/articlesanywhere/src/Replace.php on line 61

Katarzyna Wajs z córką Stefcią.

 

W zbiorach rodzinyp. Wojciecha Kimela z Hałcnowa, znajdują się listy pisane do jego babci Katarzyny Wajs (zam. w Sosnowcu) przez jej pierwszego męża Władysława Wajsa, który zaginął bez wieści w czasie wojny rosyjsko-japońskiej (rozpoczęta w lutym 1904 zakończyła się we wrześniu 1905). Prowadzone jeszcze w latach 30-tych XX wieku poszukiwania, nie przyniosły pozytywnego rezultatu. Poniżej prezentujemy obszerne fragmenty listu z 20.XI 1904 roku.

 

 

„ Kochana Żono!

Donoszę Ci, że jestem zdrów, czego i tobie życzę z całego serca, wraz ze Stefcią. Kochana Kasiu, list twój odebrałem dzisiaj, to jest w niedzielę, za który ci dziękuję. Sam nie wiem, co się ze mną działo, gdy czytałem twój list. Czy z rozpaczy, czy to z uciechy, czy z wesołości, nie mogłem powstrzymać łez. O ile twardy jestem do płaczu, o tyle zmiękłem przy twoim liście. (...) Więc razem dostałem dwa listy od pani Pomianowskiej i od Ciebie Droga Kasiu i czytałem je razem. Pani Pomianowska pisze mi że prałaś parę dni u niej i że Losia to jest Stefcia wygląda grzecznie i jest wesoła i że pojechałaś do Sosnowca. Pisze, że jako jedynaka, powinni mnie zwolnić. Potem ukłony i więcej nic, bo to był list odkryty, bo ja także pisałem odkryty. Pojęcia Kasiu nie masz, ile uciechy miałem dzisiaj z tych dwóch listów. Właśnie dzisiaj dopiero jestem zupełnie wesół i szczęśliwy. Serdecznie dziękuję za listy tobie droga Kasiu, a również pani Pomianowskiej. A teraz droga Kasiu donoszę Ci, że Matka pisała do mnie. Po moim odjeździe złożyła prośbę do Komisarza. Komisarz miał oddać tę prośbę Naczelnikowi i mieli może mnie zwolnić. Ale to nic pewnego. Podobno była Matka jeszcze pięć dni. Ale czy puszczą, to tego Matka się nie dowiedziała. Ja już o tem pisałem do Matki i jeszcze teraz napiszę. A może i Ty byś wstąpiła do Matki dowiedzieć się coś. Matka mieszka w domu Chamskiego. Inżyniera . Bo widzisz Kasiu, w Warszawie chcą brać do wojska, a Warszawasię nie da. W zeszłą niedzielę był straszny bunt [13 listopada 1904 na placu. Grzybowskim w Warszawie odbyła się manifestacja antywojenna] nazabijali dużo ludzi, tak wojska jak i cywilnych. Dzisiaj to samo, wojska porozchodziły się po Warszawie. (...) Są rozlepione ogłoszenia od Oberpolicmajstra żeby żony podawały prośby jako nie mają utrzymania, że będą zwalniać. Ale jakich to nie wiem. Na pewno od czworga dzieci. (...) Muszę Ci powiedzieć, że mamy Komandira Praźmińskiego (?) czynownika. On ma z nami jechać piec chleb. To taki pies, że niech Bóg broni. Na krok nas nigdzie nie puszcza. Ani do miasta ani do kościoła. W każdą niedzielę coś wynajdzie. W tą niedzielę przeprowadzaliśmy się i wszystkie rzeczy musieliśmy przenosić. A w taki dzień, to się leży. Za byle co wsadza do kozy. Niech Bóg broni jaki srogi kacap, siedzimy jak w kozie. A życie mamy strasznie podłe. Świnie lepiej karmią jak nas. Wciąż kapusta z czystą wodą i wciąż tatarczana kasza przesolona i surowa. Trudno się przyzwyczaić, co prawda to i nie ma do czego. A ci kacapi to żrą, nawet i pułkownik to tak żarł te kasze aż mu się łeb trząsł, a chwalił, że dobra. Nie tylko ja nie lubię, ale są tu ludzie ze wsi i też mówią, że nie dobra. Jeśli chodzi o pieniądze to mam jeszcze przy sobie sześć rubli, to mi tymczasem wystarczy. (...) Do butów kazałem przybić zelówki i fleki z tych pieniędzy. (...) A teraz donoszę ci co dostałem kazionnego. Dostałem wszystko nowe. Szynel, mundur, czapkę, spodnie, buty żółte, buty filcowe. Dwie pary rękawic, dwie pary onucek, koszule, gacie ciepłe barchowane, kożuch, nadbrzuśnik, krawat, karabin. (...) Muszę ci donieść , że do tego czasu nie mieliśmy żadnego uczenia, tylko z rana jeden spacer, a później leżeć. Dopiero jutro mamy mieć pierwsze uczenie. Karabiny wydali nam, obojętne czy to strojowy czy nie strojowy, żebyśmy mieli się czym bronić jak by nas nieprzyjaciel napadł. Ja jestem wyznaczony do obozu. Tu ze mną są różni ludzie, strojowi i nie strojowi. Kulawi i bez palca, a każdy ma karabin. Po karabiny pognał nas w niedzielę, cośmy mieli pójść do kościoła, a cały tydzień tośmy leżeli. Powiadom, że kacap srogi. Ma czyn [stopień wojskowy] podpułkownika, on jest grażdanin [obywatel] Także donoszę ci Kasiu, że chorowałem naumyślnie. (...) Jednym słowem nie udała mi się sztuka. Bo dranie nie wierzą, chociaż kto chory naprawdę, to mówią, że to nic, że to przejdzie i nie ma rady. (...) A teraz droga Kasiu gdybym był dzisiaj nie dostał listu od Ciebie, bylibyśmy narazili się na wielką nieprzyjemność. Bo chociaż siedziałbym parę dni w kozie, ale byłbym pojechał pierwszym lepszym pociągiem i musiałbym się dowiedzieć co się z tobą dzieje. (...) Jeszcze nie wiadomo kiedy wyjedziemy z Warszawy. A do ognia to na pewno nie pójdę. Dotychczas jestem obozowy, a nie do ognia. Nigdy przed siecią ryb nie trzeba łowić. A wypełniać trzeba to co do każdego człowieka należy. Owszem przeczytałem dobrze twój list i zrozumiałem go dobrze o co idzie. Gdyby nie ta tęsknota i rozłąka z tobą. Ale cóż począć droga Kasiu, kiedy tu tyle ludzi pozostaje nieszczęśliwych. Którzy się modlą i przeklinają tego kto rozłącza. A nic nie pomoże, tylko trzeba cierpieć do czasu. Tak i my droga Kasiu prosimy Boga o zdrowie i wytrzymałość. A z wolą Bożą przyjdzie ten czas, w którym znowóż będziemy szczęśliwi i będziemy cieszyć się wzajemnie. A teraz pozdrawiam cię Kasiu wraz z drogą Stefanią niezliczoną ilość razy i życzę wam dobrego szczęścia i powodzenia. A także pozdrawiam Michałów, Benków wraz z dziećmi oraz Józia i Babcię i życzę im wszystkiego dobrego. Pozostaję zawsze życzliwy Władysław Wajs. (...)”

Z czasem zaprezentujemykolejne listy pisane m.in.z Warszawy i Syberii.

 

                                                                                                                                            Marek Matlak